В колонках играет - тишьНастроение сейчас - =)Вот зашел по ссылке Леха - почитал про "Новую Польшу", решил поискать чегонить в польском тырнете, и вот наткнулся... выкладываю о Ежи Помяновским - гл. ред. журнала "Новая Польша"
Romuald Bury Numer 150-151 [21-28.3.2005]
Po 1989 roku opinią publiczną stopniowo zawładnęły jedynie słuszne gazety, z "Gazetą Wyborczą" na czele (kiedyś tę funkcję pełniła "Trybuna Ludu") oraz jedynie słuszne autorytety. Tych jest dużo, coraz więcej i dlatego trudno doszukać się wśród nich zdecydowanego lidera - różne ośrodki lansują swoich kandydatów, nie zważając na zaszłości w ich życiorysach. Np. Krzysztof Kozłowski z "Tygodnika Powszechnego" (a swego czasu współpracownik gen. Czesława Kiszczaka w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w l. 1989-1990) zdecydowanie opowiada się za Tadeuszem Mazowieckim w tej roli. "Wyborcza" nie podejmuje jednak tego tematu, choćby przez ukazanie, jak to w całym okresie PRL Mazowiecki był gnębiony przez bezpiekę. Może nie chcą ruszać śmierdzącego tematu?
Po 1989 roku opinią publiczną stopniowo zawładnęły jedynie słuszne gazety, z "Gazetą Wyborczą" na czele (kiedyś tę funkcję pełniła "Trybuna Ludu") oraz jedynie słuszne autorytety. Tych jest dużo, coraz więcej i dlatego trudno doszukać się wśród nich zdecydowanego lidera - różne ośrodki lansują swoich kandydatów, nie zważając na zaszłości w ich życiorysach. Np. Krzysztof Kozłowski z "Tygodnika Powszechnego" (a swego czasu współpracownik gen. Czesława Kiszczaka w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w l. 1989-1990) zdecydowanie opowiada się za Tadeuszem Mazowieckim w tej roli. "Wyborcza" nie podejmuje jednak tego tematu, choćby przez ukazanie, jak to w całym okresie PRL Mazowiecki był gnębiony przez bezpiekę. Może nie chcą ruszać śmierdzącego tematu?
Zajmijmy się tu zatem autorytetem nieco mniejszym, ale nie mniej ambitnym. Chodzi o Jerzego Pomianowskiego, który jest tegorocznym laureatem nagrody im. Dariusza Fikusa, przyznawanej przez redakcję "Rzeczpospolitej".
Jerzy Pomianowski od kilku lat stoi na czele miesięcznika "Nowaja Polsza", wydawanego w języku rosyjskim. Z krótkiej notki biograficznej, opublikowanej w "Rz" dzień przed wyróżnieniem, niewiele się możemy o nim dowiedzieć: "Rosję poznał jako jeniec w 1939 r. W ZSRR ukończył medycynę, w Polsce był dziennikarzem, a po emigracji w 1968 r. - profesorem slawistyki na włoskich uniwersytetach". Tylko tyle, ale i aż tyle, tym bardziej, że następnego dnia po przyznaniu nagrody laureat udzielił obszernego wywiadu "Rzeczpospolitej" (11 marca) i też niewiele powiedział o sobie, co robił podczas wojny i tuż przed nią, gdy wchodził w dorosłe życie (właściwie nic nie powiedział).
Przepustką w Sowietach była Gwardia Robotnicza
Zacznijmy zatem od początku. Przed wojną, jak sam obecnie twierdzi, wysyłał "do "Szpilek" przekłady czarujących wierszy Kaestnera i własne jakieś błahostki. Po maturze, już w Warszawie, zostałem felietonistą pepeesowskiego tygodnika "Młodzi idą". W wolnych chwilach studiowałem filozofię u Kotarbińskiego". Ładne, tylko nie w pełni prawdziwe. Widocznie droga do bycia "autorytetem" to droga przez mękę, wymagająca znacznych opuszczeń we własnym życiorysie. Pomianowski nie raczył bowiem dodać, że już w wieku 15 lat (od 1935 roku) rozpoczął aktywną działalność w Związku Młodzieży Szkolnej, czyli przybudówce Komunistycznego Związku Młodzieży, aż do jego rozwiązania w 1938 roku. Był m.in. współredaktorem nielegalnego pisemka "Płomienie". Ale to nic, taki sobie drobiazg... Ważniejsze są jego dalsze losy. W Wojsku Polskim nie służył, więc skąd w pobieżnym życiorysie w "Rzeczpospolitej" wzięła się legenda, że "Rosję poznał jako jeniec w 1939 r." - skoro przecież w ogóle nie był na froncie?
Kiedyś, przed laty, pisał o tym okresie inaczej, że był cywilnym uchodźcą na wschód i dotarł z Łodzi aż do Łucka. "W rezultacie działań wojennych znalazłem się w 1939 r. na terytorium Zachodniej Ukrainy. Po krótkim pobycie w Łucku, gdzie brałem udział w organizacji Gwardii Robotniczej, wyjechałem wraz z Ojcem moim przez Lwów do Zagłębia Donieckiego na mocy werbunku do pracy. Pracowałem w kopalni Krasnopolje" trustu "Sjergougol", ale po niedługim czasie byłem wysłany do m. Stalino dla kontynuacji studiów". Gdzie tu niewola, gdzie tu represje? Mamy zatem typowy przykład stosowania metody lisiego ogona, czyli zacierania za sobą niewygodnych śladów. Przecież Gwardia Robotnicza to była sowiecka milicja - w pierwszych tygodniach okupacji sowieckiej tępe i posłuszne narzędzie NKWD, służące wprowadzaniu "władzy sowieckiej". Gdyby we wrześniu 1939 roku "gwardzista robotniczy" z czerwoną opaską na ramieniu i z sowieckim karabinem w ręce został ujęty przez przedstawicieli polskich władz, stanąłby natychmiast przed sądem doraźnym, jako zdrajca i dywersant. Ale polskich władz już nie było, zajęło się nimi NKWD...
Późniejsza kariera Pomianowskiego - czyli skierowanie na studia w Związku Sowieckim świadczy niezbicie, że nawet jak na przedwojennego komunistę z Polski cieszył się specjalnymi względami i przywilejami. M.in. był przyjęty do "Związku Literatów Radzieckich", drukował swe utwory w "Nowych Widnokręgach" (gadzinówce wydawanej w Związku Sowieckim w języku polskim) oraz w sowieckiej prasie. Studiował przez całą wojnę, nawet powołania do Armii Czerwonej nie dostał, a to był przywilej szczególny... Ale stopień "starszy lejtnant rez. Armii Czerwonej" otrzymał.
W Polsce Ludowej i w Europie
Powrót do Polski w 1946 roku, już oczywiście tej "Ludowej", był dla niego czymś innym, niż dla tych z "reakcyjnego Zachodu". Sam przedstawia to jednak skromnie, uwypuklając wszelkie "represje", jakie go spotkały, choć jest to droga typowa dla komunisty: wstąpienie do PPR (1946), praca w Ministerstwie Zdrowia na stanowisku Naczelnika Wydziału Prasowego, następnie kierownik literacki Teatru "Syrena", kierownik działu w "Nowej Kulturze" i tak dalej. Gdyby nie marzec 1968 roku, jego dalsza kariera toczyłaby się tym samym torem. W 1969 roku w wyniku ówczesnej "wojny na górze" w szeregach PZPR i kampanii antysyjonistycznej wyjechał bowiem do Włoch. Tam nieźle się urządził: "Wykładałem na uniwersytetach w Bari, Florencji i w Pizie ponad 20 lat", a więc też nie był to typowy życiorys polskiego emigranta, który od początku ciężko musiał walczyć o swój byt.
Szybko nawiązał też współpracę z paryską "Kulturą" i Jerzym Giedroyciem, dla którego tłumaczył książki Sołżenicyna (jako "Michał Kaniowski"). Z ideowego komunisty z sowieckim rodowodem przedzierzgnął się gładko i bez problemów w sympatyka opozycji. Ot tak, po prostu, jakby poprzednie trzy dekady jego życia (albo i więcej) nie miały żadnego znaczenia.
I znów w dobrym towarzystwie
Do Polski wrócił w latach 90-tych, przyjęty z wielkimi honorami. Otrzymał misję specjalną: redagowanie rosyjskojęzycznego miesięcznika "Nowaja Polsza", o którym "Rz" napisała: "Pismo od pięciu lat trafia do kilku tysięcy bibliotek i prenumeratorów w Rosji i - jak mówi jego redaktor - broni polskich racji, z racją stanu na czele". Jest to specyficzna "polska racja", prezentująca wyłącznie punkt widzenia formacji, z której i on wyrósł, a więc możemy ironicznie powiedzieć, że jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu... (Podobnie jest zresztą z czasopismami, wydawanymi w innych językach).
Przechył na lewo pismu zapewniają (oprócz oczywiście "Redaktora", którym jest Pomianowski) członkowie rady redakcyjnej, którą tworzą m.in. byli członkowie PZPR: Stanisław Ciosek, Karol Modzelewski, Stefan Bratkowski.
Jerzy Pomianowski jest wyrazisty politycznie: niedawno podpisał "Apel Zatroskanych", który był niczym innym, jak kolejną próbą odbudowy partii specjalnej troski, czyli Unii Wolności. Tak, tej partii, która od zarania zmian w 1989 roku trzymała w ręku ster wydarzeń i zafundowała nam brak dekomunizacji, grubą kreskę i bardzo "liberalne" podejście do majątku narodowego. Za jej działalność wysoką cenę zapłacą nie tylko te, ale i przyszłe pokolenia Polaków.
I jeszcze ciekawostka: uroczystość obdarowywania Jerzego Pomianowskiego nagrodą im. Dariusza Fikusa zaszczycił swą obecnością m.in. prof. Witold Kulesza, zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Zajrzyjmy do "zasobów katalogowych IPN", ujawnionych ostatnio przez Bronisława Wildsteina, krążących po internecie. Można w nich znaleźć następujący zapis:
IPN BU
00170/794
POMIANOWSKI - BIRNBAUM -
BIRBAUM JERZY
MSW
jedynki akta
IPN BU
001043/1601
POMIANOWSKI BIRNBAUM
BIRBAUM JERZY
MSW MIKROFILMY
jedynki MKF
Może więc prof. Kulesza znalazł się tam służbowo, aby zaświadczyć o notorycznym krzywdzeniu prof. Pomianowskiego przez PRL? Jeśli jest on zatem jeszcze jedną ofiarą systemu komunistycznego, to trzeba to powiedzieć bardzo wyraźnie. Inaczej ludziom mogą przychodzić do głowy bardzo różne myśli, nie zawsze zdrowe i politycznie poprawne.
[показать]
Fot. Jerzy Pomianowski "Na wschód od zachodu"
Pomianowski w Związku Sowieckim - jak na przedwojennego komunistę z Polski - cieszył się specjalnymi względami i przywilejami. M.in. był przyjęty do "Związku Literatów Radzieckich", drukował swe utwory w "Nowych Widnokręgach" (gadzinówce wydawanej w Związku Sowieckim w języku polskim) oraz w sowieckiej prasie. Studiował przez całą wojnę, nawet powołania do Armii Czerwonej nie dostał, a to był przywilej szczególny... Ale stopień "starszy lejtnant rez. Armii Czerwonej" otrzymał.
Оригинал текста
http://www.polskiejutro.com/art.php?p=3891